Utrata dynamiki nie jest łatwa.

Rozmowa z fotografami wnętrz i architektury Justyną i Maćkiem z Oni Studio o podziale pracy, powolnych porankach i różnicach.

Rozmawia:
Bożena Kowalkowska
Publikacja:
Losing the momentum is not easy.

Może zacznę od klasycznego pytania – jakie są początki Oni Studio?

To, co robimy obecnie, jest wynikiem naszej pasji i wspólnie spędzanego wolnego czasu. Odkąd pamiętam, próbowałem różnych dziedzin fotografii, ale stwierdziłem, że ta związana z wnętrzami i architekturą najbardziej mi odpowiada. Wtedy poznałem Justynę, z którą zaczęliśmy wspólnie podróżować, analizując i fotografując wcześniej wybrany temat architektoniczny. Najpierw zrobiliśmy kilka zdjęć dla siebie, potem do różnych magazynów, a potem wszystko zaczęło się układać.

Czy Ty również zawsze robiłeś zdjęcia?

Justyna: Nie, dopiero poznając Maćka, zaczęłam się tego uczyć. Z wykształcenia jestem historyczką sztuki, więc przedmioty, przestrzenie i formy zawsze były mi bliskie. Nasze pasje połączyły się naturalnie.

Jesteście parą w życiu prywatnym i zawodowym. Jak dzielicie się obowiązkami?

J: Wszystko zależy od ilości pracy, ale zazwyczaj Maciek jest głównym fotografem. Ja odpowiadam za komponowanie scen. Po sesji wspólnie wybieramy i obrabiamy zdjęcia. Maciek zajmuje się kolorami, ja retuszem. Jeśli mamy dużo materiału do oczyszczenia, dzielimy się obowiązkami po równo. Zdarza się jednak, że Maciek przyjeżdża na sesję sam. W takich sytuacjach nadrabiam sprawy biurowe.

Więc to ty jesteś osobą odpowiedzialną za korespondencję e-mailową?

J: Tak. Jestem naszym filtrem do świata, odpowiadam na maile, a Maciek odbiera telefony. Ten podział wynika z naszych osobowości. Ja nie jestem wystarczająco asertywna, kiedy rozmawiam przez telefon i nie lubię takiego sposobu negocjacji, podczas gdy Maciek jest zbyt surowy w mailach, a przez telefon wydaje się bardziej przyjazny. Dlatego dostosowaliśmy sposób komunikacji do naszych charakterów.

Czy używasz kalendarza czy jakiegoś innego systemu, którym się dzielisz?

Maciek: Odkąd pamiętam, korzystam z kalendarza Google, gdzie wszystko zapisuję. Mam słabą pamięć. Lubię też robić notatki. Do niedawna uważałem, że robienie tylu notatek jest dość nietypowe, ale z czasem zrozumiałem, że jest wiele osób podobnych do mnie. Zresztą, nawet gdyby było inaczej, ten system po prostu mi odpowiada.

J: Wręcz przeciwnie, prowadzę papierowy kalendarz. Zapisuję w nim swój dzienny harmonogram i zadania do wykonania, ale mam też dostęp do wirtualnego kalendarza Maćka, więc widzę każdy pomysł, który przychodzi Maćkowi do głowy i jest zapisywany.

M: Co jest czasami trochę żenujące, bo moje notatki pojawiają się bez żadnego kontekstu, w którym przychodzą mi na myśl, więc Justyna nagle dostaje wiadomość, na przykład, że szukamy patyka. Nie ma informacji o tym, jaka sesja, gdzie i dlaczego.

[karta-produktu]ściana[karta-produktu]

Czyli oboje pracujecie na swój sposób?

M: I tak, i nie. Złapałeś nas w nietypowym momencie zawodowym, jakim jest budowanie struktury firmy. Działamy od kilku lat, ale dopiero niedawno otworzyliśmy własne studio. Odczuwaliśmy taką potrzebę od jakiegoś czasu, zwłaszcza gdy zaczęliśmy się profesjonalizować i w konsekwencji musieliśmy umieścić sporo sprzętu w naszym 30-metrowym mieszkaniu.

Właśnie przygotowujemy warsztaty i na pewno wprowadzimy wspólny kalendarz, który będzie analogowy.

Czy Twoje życie i praca uległy zmianie odkąd założyłeś studio?

J: Zdecydowanie. Naprawdę potrzebowaliśmy wyjść na zewnątrz, zaczerpnąć świeżego powietrza, trochę odpocząć. Dzięki temu powrót do domu to dla nas nowy oddech i czujemy się inaczej, kiedy to robimy.

M: W ostatnich latach bardzo się rozwinęliśmy. Z powodu wyjazdów często podróżujemy i prowadzimy bardzo nieregularny tryb życia, więc czas wolny od pracy spędzony w domu jest dla nas cenny. Kiedyś woleliśmy spędzać wolny czas na świeżym powietrzu, teraz jest zupełnie odwrotnie.

Jednak nawet gdy spędzasz czas w domu, temat pracy wciąż się pojawia, prawda?

M: Ponieważ ta praca jest ekscytująca dla nas obojga i nie chcielibyśmy takiego rozstania, w którym nie rozmawialibyśmy o pracy w domu.

J: Uwielbiamy rozmawiać o wnętrzach, szukać ich, oglądać. To nasza pasja.

Ale wtedy łatwiej o wypalenie.

M: To prawda. Ten stan podniecenia i ekscytacji przypomina w pewnym sensie stan napięcia, więc taka ciągła fascynacja oznacza życie w permanentnym napięciu, które musi w pewnym momencie zostać rozładowane. Utrata tego impetu, zatrzymanie się, nie jest łatwe. Staramy się regularnie rozmawiać i ustalać, ile sesji miesięcznie planujemy zorganizować, aby nie przegapić momentu, w którym praca stanie się bardziej męcząca niż ekscytująca. Muszę tu dodać, że po każdym większym zamówieniu bierzemy sobie wolne.

J: Dopiero teraz uczę się tego oddzielenia i rytmu. Niedawno rzuciłam pracę na pełen etat i ta sytuacja jest dla mnie nowa. Zdecydowanie trudno mi było planować sesje zdalne, które często były przekładane. Pogodzenie tych dwóch światów było dla mnie stresujące.

Jak postrzegasz swój wolny czas? Przy tylu podróżach i zobowiązaniach, czy w ogóle masz na niego czas?

M: Tak, choć moja rekreacja jest ściśle związana z fotografią. Najbardziej relaksuję się, kiedy biorę aparat, jadę w miasto i robię zdjęcia na własnych warunkach. A potem je zapisuję lub wywołuję i w końcu przygotowuję. To samo robię na wakacjach i to jest pierwsza rzecz, którą robię po powrocie.

J: To prawda. Na wakacjach planujemy wiele rzeczy z punktu widzenia fotografii. Kiedyś narzucaliśmy sobie szybkie tempo, mieliśmy listę rzeczy do zobaczenia i, podobnie jak podczas moich wyjazdów studyjnych na uczelnię, wdrożyliśmy bogaty plan.

Teraz jest inaczej, oduczyliśmy się tego permanentnego pośpiechu. Nadal zapisujemy miejsca, które nas interesują, ale jest ich zdecydowanie mniej. Teraz wolimy działać spontanicznie.

Mimo wszystko wygląda na to, że lubisz, gdy w Twoim życiu dużo się dzieje.

J: Tak, choć jest jedno miejsce, w którym doświadczyliśmy całkowitego resetu.

M: Moja rodzina ma działkę z dużym domem, gdzie nie ma internetu, tylko telefon stacjonarny. Tak, po prostu, żeby się odciąć od wszystkiego. Zazwyczaj jedziemy tam z grupą znajomych, rozpalamy kominek i odpoczywamy.

Opowiedz nam coś o stałych punktach swojego dnia. Może masz jakąś ulubioną rutynę.

J: Jeśli jesteśmy w domu, zawsze pozwalamy sobie na długi poranek. Pijemy razem kawę i spokojnie przeglądamy różne materiały.

M: Tak! Czasami robimy to nawet w łóżku. Po prostu zaczynamy dzień powoli, co jest dla nas obojga całkowitą nowością. Justyna zawsze wstawała wcześnie rano i od razu szła do pracy. Ja natomiast byłam typem wieczornego, a nawet nocnego marki, więc przesypiałam poranki. Ostatecznie okazało się, że wolniejszy poranek jest dla nas najłatwiejszy. Justyna trochę zwolniła rano, a ja uznałam, że liczba godzin przeznaczonych na sen musi się zgadzać.

J: Ale jeśli chodzi na przykład o bieganie, mamy zupełnie inne rutyny. Ja biegam wieczorem dla relaksu, Maciek woli poranki, bo traktuje to jako przyjemny początek przed kilkoma godzinami siedzenia przed komputerem.

Jesteście doskonałym przykładem pary/partnerów, którzy mają zupełnie inne cechy charakteru i przyzwyczajenia i na tej różnorodności budują swój komfort w pracy i życiu.

M: Też tak myślę. Oboje możemy się cofnąć i spojrzeć na sytuację jeszcze raz. Generalnie lepiej doceniać różnice niż je tłumić.

J: Ale wiesz, u mnie też jest tak, że różne zadania pasują do różnych pór dnia. Wolę pisać teksty rano, ale wieczorem mogę zająć się retuszem.

A co jest dla Ciebie największą przyjemnością, oprócz fotografowania?

J: Wieczorne wspólne gotowanie. I bardzo nam na tym zależy.