“Wiem co i kiedy powinnam zrobić” Tasja Puławska – T P. Ceramics

Z Tasją Puławską, właścicielką marki ceramicznej rozmawiam o pracowitym listopadzie, rytmie rocznym i przesuniętym weekendzie.

Rozmawia: Bożena Kowalkowska

Łapię Cię w końcówce roku. Gorący czas?

Tak i ten roczny rytm jest dosyć przewidywalny. W styczniu jeszcze bywa intensywnie, bo przygotowuję zaopatrzenie do sklepów, ale potem między lutym a kwietniem następuje martwy sezon. Wykorzystuję ten czas i jeździmy wtedy z moim narzeczonym na 3-tygodniowe wakacje w jakieś ciepłe miejsce. Wiosną i latem moja praca jest dużo bardziej zrównoważona. Staram się wtedy kończyć pracę w miarę wcześnie i spędzać czas poza domem – pływam, piknikuję, biegam, wspinam się, spotykam z przyjaciółmi. Jestem aktywna. Po lecie jest jeszcze ostatni moment, żeby znowu gdzieś wyjechać, chociaż już na krócej. A potem znów jest listopad. W pewnym sensie odpowiada mi ten rytm i mam na niego swój sposób.

I co, wprowadzasz jakieś udoskonalenia?

Nie w kwestii tego gorącego okresu (śmiech). Chociaż czekaj, w tym roku zaangażowałam dodatkową osobę do pomocy, więc jednak trochę sobie ułatwiam.

A może, pomimo natłoku pracy lubisz jednak ten szalony czas?

Bardzo. W listopadzie pojawia się najwięcej zamówień, sprzedaż jest największa i trzeba ze wszystkim zdążyć do początku grudnia. To akurat taki moment w roku, w którym mam najmniej czasu na wszystko. Brakuje mi chwil, w których nie musiałabym ciągle myśleć o pracy. Pomimo, że tak jest co roku i teoretycznie wiem, że tak będzie, to i tak zawsze jestem tą intensywnością zaskoczona. Myślę sobie wtedy, że mogłabym to sobie lepiej zorganizować, zwłaszcza że jestem osobą, która lubi analizować fakty i wyciągać wnioski dotyczące tego, co powinno zrobić się następnym razem lepiej.

“Nie tracę czasu na dotarcie do pracowni, po prostu do niej wchodzę i poświęcam już tylko tych kilka minut na konkretną czynność.”

Jak rozumiem, w pozostałej części roku masz więcej czasu na odpoczynek?

Tak i ten roczny rytm jest dosyć przewidywalny. W styczniu jeszcze bywa intensywnie, bo przygotowuję zaopatrzenie do sklepów, ale potem między lutym a kwietniem następuje martwy sezon. Wykorzystuję ten czas i jeździmy wtedy z moim narzeczonym na 3-tygodniowe wakacje w jakieś ciepłe miejsce. Wiosną i latem moja praca jest dużo bardziej zrównoważona. Staram się wtedy kończyć pracę w miarę wcześnie i spędzać czas poza domem – pływam, piknikuję, biegam, wspinam się, spotykam z przyjaciółmi. Jestem aktywna. Po lecie jest jeszcze ostatni moment, żeby znowu gdzieś wyjechać, chociaż już na krócej. A potem znów jest listopad. W pewnym sensie odpowiada mi ten rytm i mam na niego swój sposób.

Twoje mieszkanie połączone jest z pracownią i sklepem – to ułatwienie czy utrudnienie?

Ułatwienie, bo w ceramice występuje dużo czynności związanych z czasem, kiedy w jakimś konkretnym momencie coś trzeba przykryć, pokryć czy przestawić. Nie tracę czasu na dotarcie do pracowni, po prostu do niej wchodzę i poświęcam już tylko tych kilka minut na konkretną czynność. To praktyczne rozwiązanie, muszę jedynie uważać, żeby nie przenosić pyłu i kurzu z pracowni do domu. Wiem, że niektórym w takiej sytuacji mogłoby być trudno rozdzielić strefę prywatną od zawodowej, ale mnie przychodzi to dosyć łatwo i naturalnie – w czasie wolnym rzadko zajmuję się pracą, a jeśli się zdarzy że muszę, to staram się, żeby w tygodniu mieć więcej czasu dla siebie.

A propos prywatności, czy zdarza Ci się jeszcze zrobić jakąś ceramikę tylko dla siebie?

Już nie. Kiedyś bardzo lubiłam prace manualne, robiłam na drutach, szyłam na maszynie, prezenty zwykle robiłam sama ręcznie. Odkąd zajmuję się ceramiką zawodowo (5 lat), żadnej z tych rzeczy już nie robię, chyba że muszę. W domu mam własne wyroby, jednak takie, które mają jakieś skazy, są popękane albo popsute, ale w taki sposób, że są świetne do użytku, ale na sprzedaż już nie. Te zachowuję dla siebie, wszystkie inne z przyjemnością sprzedaję.

Jak wygląda Twój pracujący tydzień?

Sklep otwarty jest pięć dni w tygodniu przez 5 godzin dziennie, co narzuca mi pewien stały rytm i mnie dyscyplinuje. W tym czasie zawsze jestem w pracowni i siedzę przy kole. Jednak zwykle przychodzę do niej wcześniej, chociażby po to, żeby odpowiedzieć na maile albo coś zapakować. W tygodniu prowadzę jeszcze 3-godzinne zajęcia, więc zawsze jest coś do zrobienia. Niedawno zmieniłam tryb swojej pracy i teraz pracuję od wtorku do soboty, a niedziele i poniedziałki mam wolne. Mój narzeczony, który jest kucharzem ma wolne w te dni i żebyśmy spędzali ten czas razem, zrobiłam takie przesunięcie weekendu. Pracuję w tym systemie już od trzech miesięcy, ale w głowie ciągle rządzą stare przyzwyczajenia i kiedy zaczynam pracę we wtorek, to mam poczucie, że już jestem spóźniona, bo tak strasznie dużo rzeczy jest do zrobienia, po czym w piątek orientuję się, że mam jeszcze cały jeden dodatkowy dzień (śmiech).

W Twojej pracy kalendarz to podstawa?

I tak, i nie. Nie prowadzę kalendarza książkowego ani elektronicznego, zamiast tego mam zeszyt, w którym zapisuję zamówienia. Deadline’y zapisuję na kalendarzu ściennym, tak się składa, że na KAL-u (śmiech). Robię tak od lat i ten system raczej działa. Chyba tylko raz zdarzyło mi się zapomnieć o jakimś zamówieniu. Czasem myślę sobie, że może gdybym miała jakiś zorganizowany kalendarz albo system jakichś tabelek, to nie traciłabym czasu na poszukiwanie informacji w tym zeszycie. A z drugiej strony, to żadna strata czasu w porównaniu z czasem spędzanym czasem na scrollowaniu Facebooka czy Instagrama.

Masz bardzo dużo zainteresowań. Bierzesz pod uwagę zmianę zawodu?

Trochę biorę, bo wydaje mi się, że mogłabym robić różne rzeczy. Mamy jakieś swoje plany związane z mieszkaniem w ciepłym miejscu nad morzem, gdzie mogłabym wykorzystywać różne swoje umiejętności. Ludzie często myślą, że tworzenie ceramiki musi być pracą moich marzeń, i że jest to niezwykle medytatywne zajęcie, więc pewnie cały czas jestem na relaksie. A to nie do końca prawda. Lubię to co robię i mam wiele momentów, kiedy mnie to bardzo cieszy, ale często kosztuje mnie to też dużo stresu. I jakkolwiek bym tego nie lubiła, to jest to jednak przede wszystkim praca.

Tasja Puławska – T P. Ceramics / Wiem co i kiedy powinnam zrobić

Z Tasją Puławską, właścicielką marki ceramicznej rozmawiam o pracowitym listopadzie, rytmie rocznym i przesuniętym weekendzie.

Rozmawia: Bożena Kowalkowska

Łapię Cię w końcówce roku. Gorący czas?

Tak i ten roczny rytm jest dosyć przewidywalny. W styczniu jeszcze bywa intensywnie, bo przygotowuję zaopatrzenie do sklepów, ale potem między lutym a kwietniem następuje martwy sezon. Wykorzystuję ten czas i jeździmy wtedy z moim narzeczonym na 3-tygodniowe wakacje w jakieś ciepłe miejsce. Wiosną i latem moja praca jest dużo bardziej zrównoważona. Staram się wtedy kończyć pracę w miarę wcześnie i spędzać czas poza domem – pływam, piknikuję, biegam, wspinam się, spotykam z przyjaciółmi. Jestem aktywna. Po lecie jest jeszcze ostatni moment, żeby znowu gdzieś wyjechać, chociaż już na krócej. A potem znów jest listopad. W pewnym sensie odpowiada mi ten rytm i mam na niego swój sposób.

I co, wprowadzasz jakieś udoskonalenia?

Nie w kwestii tego gorącego okresu (śmiech). Chociaż czekaj, w tym roku zaangażowałam dodatkową osobę do pomocy, więc jednak trochę sobie ułatwiam.

A może, pomimo natłoku pracy lubisz jednak ten szalony czas?

Bardzo. W listopadzie pojawia się najwięcej zamówień, sprzedaż jest największa i trzeba ze wszystkim zdążyć do początku grudnia. To akurat taki moment w roku, w którym mam najmniej czasu na wszystko. Brakuje mi chwil, w których nie musiałabym ciągle myśleć o pracy. Pomimo, że tak jest co roku i teoretycznie wiem, że tak będzie, to i tak zawsze jestem tą intensywnością zaskoczona. Myślę sobie wtedy, że mogłabym to sobie lepiej zorganizować, zwłaszcza że jestem osobą, która lubi analizować fakty i wyciągać wnioski dotyczące tego, co powinno zrobić się następnym razem lepiej.

“Nie tracę czasu na dotarcie do pracowni, po prostu do niej wchodzę i poświęcam już tylko tych kilka minut na konkretną czynność.”

Jak rozumiem, w pozostałej części roku masz więcej czasu na odpoczynek?

Tak i ten roczny rytm jest dosyć przewidywalny. W styczniu jeszcze bywa intensywnie, bo przygotowuję zaopatrzenie do sklepów, ale potem między lutym a kwietniem następuje martwy sezon. Wykorzystuję ten czas i jeździmy wtedy z moim narzeczonym na 3-tygodniowe wakacje w jakieś ciepłe miejsce. Wiosną i latem moja praca jest dużo bardziej zrównoważona. Staram się wtedy kończyć pracę w miarę wcześnie i spędzać czas poza domem – pływam, piknikuję, biegam, wspinam się, spotykam z przyjaciółmi. Jestem aktywna. Po lecie jest jeszcze ostatni moment, żeby znowu gdzieś wyjechać, chociaż już na krócej. A potem znów jest listopad. W pewnym sensie odpowiada mi ten rytm i mam na niego swój sposób.

Twoje mieszkanie połączone jest z pracownią i sklepem – to ułatwienie czy utrudnienie?

Ułatwienie, bo w ceramice występuje dużo czynności związanych z czasem, kiedy w jakimś konkretnym momencie coś trzeba przykryć, pokryć czy przestawić. Nie tracę czasu na dotarcie do pracowni, po prostu do niej wchodzę i poświęcam już tylko tych kilka minut na konkretną czynność. To praktyczne rozwiązanie, muszę jedynie uważać, żeby nie przenosić pyłu i kurzu z pracowni do domu. Wiem, że niektórym w takiej sytuacji mogłoby być trudno rozdzielić strefę prywatną od zawodowej, ale mnie przychodzi to dosyć łatwo i naturalnie – w czasie wolnym rzadko zajmuję się pracą, a jeśli się zdarzy że muszę, to staram się, żeby w tygodniu mieć więcej czasu dla siebie.

A propos prywatności, czy zdarza Ci się jeszcze zrobić jakąś ceramikę tylko dla siebie?

Już nie. Kiedyś bardzo lubiłam prace manualne, robiłam na drutach, szyłam na maszynie, prezenty zwykle robiłam sama ręcznie. Odkąd zajmuję się ceramiką zawodowo (5 lat), żadnej z tych rzeczy już nie robię, chyba że muszę. W domu mam własne wyroby, jednak takie, które mają jakieś skazy, są popękane albo popsute, ale w taki sposób, że są świetne do użytku, ale na sprzedaż już nie. Te zachowuję dla siebie, wszystkie inne z przyjemnością sprzedaję.

Jak wygląda Twój pracujący tydzień?

Sklep otwarty jest pięć dni w tygodniu przez 5 godzin dziennie, co narzuca mi pewien stały rytm i mnie dyscyplinuje. W tym czasie zawsze jestem w pracowni i siedzę przy kole. Jednak zwykle przychodzę do niej wcześniej, chociażby po to, żeby odpowiedzieć na maile albo coś zapakować. W tygodniu prowadzę jeszcze 3-godzinne zajęcia, więc zawsze jest coś do zrobienia. Niedawno zmieniłam tryb swojej pracy i teraz pracuję od wtorku do soboty, a niedziele i poniedziałki mam wolne. Mój narzeczony, który jest kucharzem ma wolne w te dni i żebyśmy spędzali ten czas razem, zrobiłam takie przesunięcie weekendu. Pracuję w tym systemie już od trzech miesięcy, ale w głowie ciągle rządzą stare przyzwyczajenia i kiedy zaczynam pracę we wtorek, to mam poczucie, że już jestem spóźniona, bo tak strasznie dużo rzeczy jest do zrobienia, po czym w piątek orientuję się, że mam jeszcze cały jeden dodatkowy dzień (śmiech).

W Twojej pracy kalendarz to podstawa?

I tak, i nie. Nie prowadzę kalendarza książkowego ani elektronicznego, zamiast tego mam zeszyt, w którym zapisuję zamówienia. Deadline’y zapisuję na kalendarzu ściennym, tak się składa, że na KAL-u (śmiech). Robię tak od lat i ten system raczej działa. Chyba tylko raz zdarzyło mi się zapomnieć o jakimś zamówieniu. Czasem myślę sobie, że może gdybym miała jakiś zorganizowany kalendarz albo system jakichś tabelek, to nie traciłabym czasu na poszukiwanie informacji w tym zeszycie. A z drugiej strony, to żadna strata czasu w porównaniu z czasem spędzanym czasem na scrollowaniu Facebooka czy Instagrama.

Masz bardzo dużo zainteresowań. Bierzesz pod uwagę zmianę zawodu?

Trochę biorę, bo wydaje mi się, że mogłabym robić różne rzeczy. Mamy jakieś swoje plany związane z mieszkaniem w ciepłym miejscu nad morzem, gdzie mogłabym wykorzystywać różne swoje umiejętności. Ludzie często myślą, że tworzenie ceramiki musi być pracą moich marzeń, i że jest to niezwykle medytatywne zajęcie, więc pewnie cały czas jestem na relaksie. A to nie do końca prawda. Lubię to co robię i mam wiele momentów, kiedy mnie to bardzo cieszy, ale często kosztuje mnie to też dużo stresu. I jakkolwiek bym tego nie lubiła, to jest to jednak przede wszystkim praca.