“Lubię mieć szerszy obraz” Ola Niepsuj

Z Aleksandrą Niepsuj, ilustratorką, rozmawiam o budowaniu rytmu dnia, poszukiwaniu mobilizacji i marzeniach.

Rozmawia: Bożena Kowalkowska
Zdjęcia: Dominik Cudny

Pamiętam jak kilka lat temu ktoś opowiadał mi, że masz jakiś niezwykły system organizacyjny, który prowadzisz na ścianie. Opowiesz?

Nie jest to nic odkrywczego. Mam tablicę, na której rozpisuję każdy projekt na poszczególne działania – wierszami, jedno od drugim. Nie ważne dla kogo i jak duży przygotowuję projekt, praca przebiega zawsze w ten sam sposób. Najpierw jest przygotowanie briefu, potem kosztorysu, następnie akceptacja warunków, przygotowanie i podpisanie umowy. Dalej etap szkiców, poprawek, finiszowanie projektu, w końcu wystawienie rachunku. Jednak na tym moja rozpiska się nie kończy, ostatnie dwa wiersze to rozliczenie, o którym trzeba pamiętać, bo niestety oddanie projektu nie zawsze oznacza płatność we wskazanym terminie. Ostatnia jest publikacja projektu na Instagramie i archiwizacja. To działania, o których często się zapomina, a tak naprawdę są tak samo ważne, jak projekt. Każdy skończony etap odhaczam.

Dlaczego tak, a nie inaczej? Jak na to wpadłaś?

Lubię mieć szerszy obraz i wiedzieć na jakim etapie pracy jestem w przypadku każdego klienta i ile rzeczy mam do zrobienia w danym momencie. Taka wizualizacja pozwala mi szybko zorientować się i ocenić czy muszę się sprężać, czy mogę pozwolić sobie na w miarę swobodny tryb. Wystarczy jedno spojrzenie i już wiem na czym stoję. W natłoku pracy zdarza mi się angażować do pomocy asystentkę, bo choć dobrze radzę sobie z tematem umów, księgowości i ogólnopojętej biurokracji, itp, to jednak nie darzę tych zadań wielką miłością i wolę skupić się na rysowaniu, wymyślaniu i projektowaniu. A taka tablica z rozpiską zadań pozwala na ich sprawne i szybkie delegowanie.

“Rzecz w tym, że w zawód freelancera wpisany jest permanentny brak poczucia bezpieczeństwa.”

Czy w takim systemie korzystasz w ogóle z kalendarza?

Mam fizyczny kalendarz (koniecznie w pionowym układzie), ale nie będę oszukiwać – rzadko z niego korzystam. Służy mi bardziej jako notes, w którym zapisuję deadline’y i inne sprawy. Zgodnie z Twoją radą (!) wszystkie zadania, które mam do zrobienia w bieżącym tygodniu, zapisuję w poniedziałek i dopiero potem rozdzielam je na dni konkretne dni. Do umawiania spotkań, wyjazdów, zoomów i innych tego typu, używam kalendarza googlowskiego. To w nim w naturalny sposób układam swój plan dnia.

Masz swój rytm, jakąś ulubioną rutynę?

Mam poranną rutynę, bo od prawie dwóch lat, cztery razy w tygodniu o 7.30 ćwiczę jogę i mam rehabilitację. Zmusiły mnie do tego czynniki zewnętrzne – próbuję usprawnić nogę po wypadku. Jeśli nie chcę być kulawą babcią, muszę ćwiczyć. To taki rodzaj mobilizacji, który w całości pochodzi z zewnątrz. Świadomość, że jestem umówiona z trenerem, który specjalnie dla mnie przyjeżdża rano z innej dzielnicy, nie pozwala mi odpuścić. Ale kiedy tylko z jakiegoś powodu musimy odwołać trening i dostaję zestaw ćwiczeń do samodzielnego wykonania – mobilizacja natychmiast mnie opuszcza. Jednak te treningi powodują, że mam bardzo regularne poranki: trening, prysznic, śniadanko, i o 10.00 jestem już w swojej pracowni. Jeśli chodzi o wychodzenie z pracy o stałej porze – jeszcze nad tym pracuję (śmiech). Zdarza mi się siedzieć zbyt długo, ale jak wiem, że następnego dnia mam wstać o 6.00, to się wtedy pilnuję, żeby jednak nie wychodzić z pracy o 22.00.

Czy brakuje Ci na coś czasu?

Temat organizacji czasu zawsze bardzo mnie interesował. Odkąd pamiętam dużo czytam na ten temat, sprawdzam różne aplikacje i naprawdę dobrze się w organizowaniu odnajduję. Ale jest jedna rzecz, z którą nie umiem się uporać. Za dużo czasu tracę na rozruch do pracy. Czasem naprawdę wstydzę się tego, ile czasu marnotrawię.

Może w Twoim przypadku na tym polega proces twórczy? Może to, co nazywasz marnotrawstwem czasu jest tak naprawdę niezbędne, żeby potem móc zrobić coś ciekawego?

Czasem też w ten sposób o tym myślę. Tłumaczę sobie, że widocznie moja głowa tego potrzebuje. Ale nadal uważam, że mogłabym ten czas lepiej wykorzystać. I zamiast przeglądania newsów, ciuchów i innych mało istotnych stron internetowych, mogłabym poczytać coś wartościowego. Obawiam się jednak, że nad tym aspektem nie mam jeszcze kontroli. A z drugiej strony, wiesz co mnie przygnębia? To, że nie da się skończyć pracy. Nie da się zrobić tak, że wszystko jest zrobione. I nawet jak się uda coś czasem nadgonić w pracy, to i tak zawsze jest coś jeszcze do zrobienia. Mam taką fantazję, że udało mi się skończyć wszystko, że mam odłożone pieniądze i o ile nie przyjdzie jakieś fascynujące zlecenie, wszystkiego mogę odmówić.

Myślisz, że to tylko fantazja? Że nie ma szans, żeby to się naprawdę wydarzyło?

I tak, i nie. W głębi serca myślę, że niepracowanie jest możliwe a problem jest tak naprawdę psychologiczny, nie techniczny. Rzecz w tym, że w zawód freelancera wpisany jest permanentny brak poczucia bezpieczeństwa. Zarobki nie są zachodnie, ale koszty życia już tak, więc trzeba podejmować się wielu zleceń, żeby to wszystko się jakoś spinało. Korzystając z rady mojego taty, przyjmuję też małe zlecenia. Bo pomimo, że wygodniej byłoby mieć tylko duże strzały, łatwo się na nich jednak zatkać – coś nie pójdzie tak, jak by się chciało, coś się przeciągnie. Dzięki małym projektom moje konto jest stale zasilane, nawet jeśli mówimy o małych sumach. Oczywiście potrafię sobie powiedzieć, że w weekend nie będę pracować, ale czasem okupione jest to ciężkim poniedziałkiem (śmiech). Chociaż muszę też przyznać, że w dni wolne staram się zajmować raczej luźnymi rzeczami, np. tworzeniem moodboardów.

Czego najbardziej byś chciała?

Chciałabym mieć więcej energii na rzeczy dla siebie. Nie chodzi o dodatkowy czas, ale o energię właśnie. Marzę o nauce nowego języka, na przykład włoskiego. Kiedyś chodziłam na portugalski i fajnie byłoby wrócić do tego zwyczaju dwa razy w tygodniu. Coraz intensywniej myślę też o rozwijaniu swoich umiejętności software’owych – chciałabym nauczyć się robić animacje albo 3D. Dzięki temu miałabym więcej możliwości, ale też na pewno mój poziom ekscytacji byłby większy. Bo ja po prostu lubię się uczyć.

A w wolnym czasie co lubisz robić?

Jak każdy przebodźcowany grafik lubię być w przyrodzie. Ale potrzebuję też czasu z bliskimi, więc co tydzień jeżdżę do dziadków na pierogi. Cenię sobie ich spokój, mądrość. To jest taki nasz rodzinny czas.

“Lubię mieć szerszy obraz” Ola Niepsuj

Z Aleksandrą Niepsuj, ilustratorką, rozmawiam o budowaniu rytmu dnia, poszukiwaniu mobilizacji i marzeniach.

Rozmawia: Bożena Kowalkowska
Zdjęcia: Dominik Cudny

Pamiętam jak kilka lat temu ktoś opowiadał mi, że masz jakiś niezwykły system organizacyjny, który prowadzisz na ścianie. Opowiesz?

Nie jest to nic odkrywczego. Mam tablicę, na której rozpisuję każdy projekt na poszczególne działania – wierszami, jedno od drugim. Nie ważne dla kogo i jak duży przygotowuję projekt, praca przebiega zawsze w ten sam sposób. Najpierw jest przygotowanie briefu, potem kosztorysu, następnie akceptacja warunków, przygotowanie i podpisanie umowy. Dalej etap szkiców, poprawek, finiszowanie projektu, w końcu wystawienie rachunku. Jednak na tym moja rozpiska się nie kończy, ostatnie dwa wiersze to rozliczenie, o którym trzeba pamiętać, bo niestety oddanie projektu nie zawsze oznacza płatność we wskazanym terminie. Ostatnia jest publikacja projektu na Instagramie i archiwizacja. To działania, o których często się zapomina, a tak naprawdę są tak samo ważne, jak projekt. Każdy skończony etap odhaczam.

Dlaczego tak, a nie inaczej? Jak na to wpadłaś?

Lubię mieć szerszy obraz i wiedzieć na jakim etapie pracy jestem w przypadku każdego klienta i ile rzeczy mam do zrobienia w danym momencie. Taka wizualizacja pozwala mi szybko zorientować się i ocenić czy muszę się sprężać, czy mogę pozwolić sobie na w miarę swobodny tryb. Wystarczy jedno spojrzenie i już wiem na czym stoję. W natłoku pracy zdarza mi się angażować do pomocy asystentkę, bo choć dobrze radzę sobie z tematem umów, księgowości i ogólnopojętej biurokracji, itp, to jednak nie darzę tych zadań wielką miłością i wolę skupić się na rysowaniu, wymyślaniu i projektowaniu. A taka tablica z rozpiską zadań pozwala na ich sprawne i szybkie delegowanie.

“Rzecz w tym, że w zawód freelancera wpisany jest permanentny brak poczucia bezpieczeństwa.”

Czy w takim systemie korzystasz w ogóle z kalendarza?

Mam fizyczny kalendarz (koniecznie w pionowym układzie), ale nie będę oszukiwać – rzadko z niego korzystam. Służy mi bardziej jako notes, w którym zapisuję deadline’y i inne sprawy. Zgodnie z Twoją radą (!) wszystkie zadania, które mam do zrobienia w bieżącym tygodniu, zapisuję w poniedziałek i dopiero potem rozdzielam je na dni konkretne dni. Do umawiania spotkań, wyjazdów, zoomów i innych tego typu, używam kalendarza googlowskiego. To w nim w naturalny sposób układam swój plan dnia.

Masz swój rytm, jakąś ulubioną rutynę?

Mam poranną rutynę, bo od prawie dwóch lat, cztery razy w tygodniu o 7.30 ćwiczę jogę i mam rehabilitację. Zmusiły mnie do tego czynniki zewnętrzne – próbuję usprawnić nogę po wypadku. Jeśli nie chcę być kulawą babcią, muszę ćwiczyć. To taki rodzaj mobilizacji, który w całości pochodzi z zewnątrz. Świadomość, że jestem umówiona z trenerem, który specjalnie dla mnie przyjeżdża rano z innej dzielnicy, nie pozwala mi odpuścić. Ale kiedy tylko z jakiegoś powodu musimy odwołać trening i dostaję zestaw ćwiczeń do samodzielnego wykonania – mobilizacja natychmiast mnie opuszcza. Jednak te treningi powodują, że mam bardzo regularne poranki: trening, prysznic, śniadanko, i o 10.00 jestem już w swojej pracowni. Jeśli chodzi o wychodzenie z pracy o stałej porze – jeszcze nad tym pracuję (śmiech). Zdarza mi się siedzieć zbyt długo, ale jak wiem, że następnego dnia mam wstać o 6.00, to się wtedy pilnuję, żeby jednak nie wychodzić z pracy o 22.00.

Czy brakuje Ci na coś czasu?

Temat organizacji czasu zawsze bardzo mnie interesował. Odkąd pamiętam dużo czytam na ten temat, sprawdzam różne aplikacje i naprawdę dobrze się w organizowaniu odnajduję. Ale jest jedna rzecz, z którą nie umiem się uporać. Za dużo czasu tracę na rozruch do pracy. Czasem naprawdę wstydzę się tego, ile czasu marnotrawię.

Może w Twoim przypadku na tym polega proces twórczy? Może to, co nazywasz marnotrawstwem czasu jest tak naprawdę niezbędne, żeby potem móc zrobić coś ciekawego?

Czasem też w ten sposób o tym myślę. Tłumaczę sobie, że widocznie moja głowa tego potrzebuje. Ale nadal uważam, że mogłabym ten czas lepiej wykorzystać. I zamiast przeglądania newsów, ciuchów i innych mało istotnych stron internetowych, mogłabym poczytać coś wartościowego. Obawiam się jednak, że nad tym aspektem nie mam jeszcze kontroli. A z drugiej strony, wiesz co mnie przygnębia? To, że nie da się skończyć pracy. Nie da się zrobić tak, że wszystko jest zrobione. I nawet jak się uda coś czasem nadgonić w pracy, to i tak zawsze jest coś jeszcze do zrobienia. Mam taką fantazję, że udało mi się skończyć wszystko, że mam odłożone pieniądze i o ile nie przyjdzie jakieś fascynujące zlecenie, wszystkiego mogę odmówić.

Myślisz, że to tylko fantazja? Że nie ma szans, żeby to się naprawdę wydarzyło?

I tak, i nie. W głębi serca myślę, że niepracowanie jest możliwe a problem jest tak naprawdę psychologiczny, nie techniczny. Rzecz w tym, że w zawód freelancera wpisany jest permanentny brak poczucia bezpieczeństwa. Zarobki nie są zachodnie, ale koszty życia już tak, więc trzeba podejmować się wielu zleceń, żeby to wszystko się jakoś spinało. Korzystając z rady mojego taty, przyjmuję też małe zlecenia. Bo pomimo, że wygodniej byłoby mieć tylko duże strzały, łatwo się na nich jednak zatkać – coś nie pójdzie tak, jak by się chciało, coś się przeciągnie. Dzięki małym projektom moje konto jest stale zasilane, nawet jeśli mówimy o małych sumach. Oczywiście potrafię sobie powiedzieć, że w weekend nie będę pracować, ale czasem okupione jest to ciężkim poniedziałkiem (śmiech). Chociaż muszę też przyznać, że w dni wolne staram się zajmować raczej luźnymi rzeczami, np. tworzeniem moodboardów.

Czego najbardziej byś chciała?

Chciałabym mieć więcej energii na rzeczy dla siebie. Nie chodzi o dodatkowy czas, ale o energię właśnie. Marzę o nauce nowego języka, na przykład włoskiego. Kiedyś chodziłam na portugalski i fajnie byłoby wrócić do tego zwyczaju dwa razy w tygodniu. Coraz intensywniej myślę też o rozwijaniu swoich umiejętności software’owych – chciałabym nauczyć się robić animacje albo 3D. Dzięki temu miałabym więcej możliwości, ale też na pewno mój poziom ekscytacji byłby większy. Bo ja po prostu lubię się uczyć.

A w wolnym czasie co lubisz robić?

Jak każdy przebodźcowany grafik lubię być w przyrodzie. Ale potrzebuję też czasu z bliskimi, więc co tydzień jeżdżę do dziadków na pierogi. Cenię sobie ich spokój, mądrość. To jest taki nasz rodzinny czas.