„I am surprised at myself” by Karla Gruszecka

Z Karlą Gruszecką, stylistką, ekspertką w dziedzinie mody rozmawiam o wdzięczności, miłości do mody i powrocie do siebie.

Rozmawia: Bożena Kowalkowska
Zdjęcia: Jakub Stanek

Spotykamy się w dość niezwykłym momencie Twojego życia, kiedy po 15 latach zaczęłaś pracę jako freelancerka. Ostatnie 4 lata pracowałaś w Vogue Polska, gdzie pełniłaś funkcję dyrektorki działu mody. Jak się czujesz?

Pewnie trudno w to uwierzyć, ale mam wrażenie, że jestem teraz najlepszą wersją siebie (śmiech). Czuję że pierwszy raz od dawna głęboko oddycham i jestem spokojna. Wszystkie zmiany wzięłam na klatę. Przejście na freelance, zmiana warunków współpracy, postpandemiczne doznania i mój ostatni pobyt w LA sprawił, że czuję jakbym w końcu z tęsknotą wróciła do siebie i zaczęła zupełnie nowe życie.

Brzmi rewolucyjnie. Co takiego się zmieniło?

W końcu mam czas dla siebie, na zagłębienie się w siebie i zastanowienie, kim jestem, czego potrzebuję, co chcę. I co zabawne, większość ludzi, których teraz napotykam odpowiada mi na to pytanie. Wiem jak to wszystko brzmi. Nigdy nie wierzyłam w takie przemiany, kiedy ktoś rzuca korporację, zaczyna nagle zajmować się rękodziełem i staje się zupełnie nową osobą, aż mnie samej to nie spotkało (śmiech).

Opowiedz coś więcej.

Zawsze starałam się dbać o relacje, ale prawdę mówiąc zupełnie nie miałam dla innych czasu, na to żeby dawać siebie taką, jaką lubię najbardziej. Zresztą nie było czego specjalnie od siebie dawać, bo byłam całkowicie oddana pracy. I nawet jak znalazłam godzinę dla przyjaciółek, to i tak myślami byłam gdzieś indziej, przebodźcowana i zmęczona. Nie byłam najlepszą kompanką, a rzecz w tym, że potrafię być w tym świetna, bo jestem towarzyska i lubię ludzi.
Przy gigantycznej ilości obowiązków, aprobata i uznanie innych było dla mnie kluczowe, a zabieganie o tą uwagę dodatkowo pozbawiało mniej energii, czasu i spokoju. Musiałam zrozumieć, że nie każdy musi mnie lubić, rozumieć i chcieć ze mną spędzać czas.

Teraz mogę z dnia na dzień kupić bilet i polecić do Paryża na sesję i zostać tam tak długo, jak chcę, bo jestem panią własnego czasu. Poczułam totalną niezależność. Umawiam się z przyjaciółmi spontanicznie, na kolację, wino czy nasiadówki w środku tygodnia lub tak po prostu – na pyszny obiad w ciągu dnia. Mam też w końcu czas na cieszenie się różnymi rzeczami i próbowanie nowych. Ekscytuje mnie nowa kanapa, spacer po parku, jakieś nieznane wcześniej przyrządy gimnastyczne czy smak nowej herbaty. W końcu też czytam czy oglądam to, co sobie sama świadomie wybiorę, a nie to, co przypadkowo wpadnie mi w ręce czy oko. W moim życiu jest teraz mniej przypadkowości. W końcu mam czas dla siebie. Czuję się bogatsza i spokojniejsza.

Czego się o sobie dowiedziałaś?

Odkryłam, że pomimo że kocham podróże, bardzo kocham też swój dom i przebywanie w nim, daje mi to poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Zrozumiałam jak ważna jest umiejętność wyciszania w tak intensywnych i kreatywnych zawodach. Zwłaszcza w przypadku takich osób jak ja, które mają temperament i wysokie wibracje. Rzadko się o tym mówi, ale regeneracja jest dużo ważniejsza niż nakręcanie się. Przy okazji poznałam wiele inspirujących osób, które swoją ekspresję odkrywają przez eksplorowanie swojego wnętrza i możliwości: oddychanie, śpiew, joga, medytacja, i zaczęłam teraz tego wszystkiego próbować. Samej sobie się dziwię. Chociaż przyznaję, śpiewanie na razie mi nie wychodzi (śmiech).

Nie zdawałam też sobie sprawy ze znaczenia i siły przyrody, co bardzo silnie do mnie przyszło w Stanach, w których spędziłam ostatnio ponad 2 miesiące. Natura zrobiła mi coś niezwykłego, dzięki niej ukoiłam i ululałam samą siebie. Ale wiesz co mnie najbardziej teraz porusza?

No co?

Umiejętność bycia wdzięczna. Rozkwitło to we mnie podczas ostatniej podróży i zrozumiałam, że jak się człowiek otworzy na innych ludzi, to przytrafiają mu się piękne historie. Dopiero tam skumałam, że na tym świecie jest tylu niesamowitych bezinteresownych ludzi i każdy ma jakąś inną historię i coś do zaoferowania, że szkoda trzymać się kurczowo tylko tego, co się zna. Zaakceptowałam też, że pewne znajomości są dla nas tylko na jakiś odcinek czasu, na jakiś etap i tyle. Widzę jak duży wpływ na mnie mają ludzie, którymi się otaczam i ich energia . A ja mam niezwykłe szczęście do ludzi. Stałam się być mniej krytyczna i bardziej wyrozumiała – również dla siebie.

Co jeszcze zmieniło się w Twoim podejściu?

Praca determinowała moje postrzeganie świata. Przez wiele lat skupiałam się na opinii innych i żyłam dla innych, a samą siebie stawiałam na 4. albo 5.miejscu. Dawałam z siebie wszystko, a zapominałam o sobie. Nie chroniłam swojej energii i poczucia własnej wartości, nie zawracałam uwagi jak coś mnie uwierało, albo było dla mnie niewygodne. Doba była ciągle za krótka. Zdałam sobie z tego sprawę, dopiero kiedy zdrowie zaczęło mi szwankować, czyli klasyk. Dopiero niedawno zrozumiałam, jak zawodowe życie mnie pochłonęło i obciążyło. Zupełnie nie miałam też czasu na wyciągnięcie wniosków i uczenie się na swoich błędach. Nigdy nie pozwalałam sobie na chwile słabości. Kiedy na planie po nieprzespanej nocy, cierpiałam z powodu nieznośnego bólu związanego z endometriozą, na którą choruję od wielu lat, zaciskałam tylko zęby i robiłam wszystko, żeby zachować profesjonalizm do samego końca. Niektórym mogłam wydać się wtedy niedostępna i surowa, ale ja po prostu trzymałam się w ryzach, żeby się nie rozpaść.

Praca w modzie na etacie jest bardzo wymagająca, a moda często nie jest traktowana poważnie.

Tak i przez taki sam pryzmat odbiera się też ludzi, którzy się nią zajmują. A przecież moda jest nam tak samo potrzebna jak kultura i sztuka. Pokazują to czasy wojen i kryzysów, gdzie jedynym sposobem, żeby zawalczyć o swoją godność, było zadbanie o swój wygląd. W dzisiejszych czasach ubiór jest sposobem wyrażania siebie, opowiedzenia czegoś o sobie, pokazania kim i jakim się jest, możliwością wywarcia jakiegoś wrażenia. Poza tym, stworzenie takiej uczty dla oka, bajkowego świata wymaga naprawdę dużej kreatywności i wyobraźni. Dlatego życzyłabym sobie, żebyśmy mieli więcej szacunku do mody i pięknych rzecz, bo to realnie wpływa na poprawę naszego samopoczucia i ubarwienia życia.

Czyli nie masz jeszcze dość mody?

Nie, skąd! Uwielbiam to, czym się zajmuję, ale chcę to już teraz robić na własnych warunkach. Mogę świadomie wybierać projekty, mam więcej czasu na przygotowywanie się do sesji. A co najważniejsze – mam czas, żeby się tym cieszyć, czuć ekscytację i przyjemność z pracy. Nowa sytuacja sprawiła, że z chęcią wpuszczam się w nowe projekty, próbuję zupełnie nowych rzeczy, zarówno pod względem zawodowym jak i osobistym. No i też w końcu czasem potrafię odpuścić pracę, bo wolę na przykład świętować urodziny albo wyjechać za miasto. Kiedyś to było nie do pomyślenia. I w ogóle nie mam poczucia że coś mi umyka, tak samo jak nie czuję się już winna, kiedy nic nie robię.

Żałujesz, że wcześniej żyłaś inaczej?

Nie! Pomimo, że uważam, że to była trudna lekcja, to jednak potrzebna. Pamiętaj, że ja tego nie jadłam małą łyżeczką, tylko wielką chochlą. Poszłam na żywioł z całą swoją emocjonalnością i wrażliwością, ucząc się wszystkiego na żywym organizmie – na sobie, bez żadnej podpowiedzi czy pomocy. Paradoksalnie myślę, że to dzięki temu życie smakuje mi teraz jeszcze bardziej – właśnie dlatego, że wcześniej było tak intensywne, tak inne. Kiedyś miałam poczucie, że powinnam korzystać z każdej napotkanej możliwości, każdej szansy, aż w końcu udowodniłam wszystkim – a sobie najbardziej, że potrafię. Czas kiedy oddałam wszystko co miałam pracy jest już za mną i teraz już nic nie muszę. Bardzo mi z tym dobrze!

Czyli co, teraz cieszy Cię rutyna?

Do rutyny raczej mi daleko, ale faktycznie są rzeczy, które są cykliczne, ale ja je lubię robić. Na przykład próbuję teraz wolnych weekendów, medytacji, korzystam z psychoterapii – na którą swoją drogą przy swoim emocjonalnym i intensywnym trybie życia, dawno powinnam była pójść. W ogóle uważam, że na terapię powinno się chodzić jak do dentysty, to powinno być naturalne.

Mówisz o tym wszystkim jakby w ogóle nie bolało.

Na początku na pewno bolało, ale na szczęście moja tożsamość nie jest związana tylko z moją pracą – co sama musiałam sobie przypomnieć. A poza wszystkim, tego typu zdarzenia są świetnym sprawdzianem dla ludzi w bliskim otoczeniu (śmiech). Nagle okazuje się, że ktoś z pozoru bardzo bliski, wcale Cię nie lubi, a był obok tylko z wygody i interesowności.

Ale kiedy wytraciłam ten swój pęd, okazało się, że to zupełnie nie działa, że każde z nas potrzebuje już czegoś innego. I choć to brutalne, ostatecznie nie zawalczyłam o ten związek.

Nie wiem czy zauważyłaś, ale całkowicie popłynęłam za Tobą w naszej rozmowie. Jakim wyznaniem zaskoczysz mnie na koniec?

Takim, że mam w końcu ochotę totalnie się ustabilizować. Zawalczyć o życie z pasją, radością i zaangażowaniem w każdym aspekcie. Jestem otwarta na poważne zmiany w życiu prywatnym, stabilizację, budowanie rodziny i bycie szczęśliwą bez wyrzeczeń. Przeskoczyłam do innego etapu.

„I am surprised at myself” by Karla Gruszecka

Z Karlą Gruszecką, stylistką, ekspertką w dziedzinie mody rozmawiam o wdzięczności, miłości do mody i powrocie do siebie.

Rozmawia: Bożena Kowalkowska
Zdjęcia: Jakub Stanek

Spotykamy się w dość niezwykłym momencie Twojego życia, kiedy po 15 latach zaczęłaś pracę jako freelancerka. Ostatnie 4 lata pracowałaś w Vogue Polska, gdzie pełniłaś funkcję dyrektorki działu mody. Jak się czujesz?

Pewnie trudno w to uwierzyć, ale mam wrażenie, że jestem teraz najlepszą wersją siebie (śmiech). Czuję że pierwszy raz od dawna głęboko oddycham i jestem spokojna. Wszystkie zmiany wzięłam na klatę. Przejście na freelance, zmiana warunków współpracy, postpandemiczne doznania i mój ostatni pobyt w LA sprawił, że czuję jakbym w końcu z tęsknotą wróciła do siebie i zaczęła zupełnie nowe życie.

Brzmi rewolucyjnie. Co takiego się zmieniło?

W końcu mam czas dla siebie, na zagłębienie się w siebie i zastanowienie, kim jestem, czego potrzebuję, co chcę. I co zabawne, większość ludzi, których teraz napotykam odpowiada mi na to pytanie. Wiem jak to wszystko brzmi. Nigdy nie wierzyłam w takie przemiany, kiedy ktoś rzuca korporację, zaczyna nagle zajmować się rękodziełem i staje się zupełnie nową osobą, aż mnie samej to nie spotkało (śmiech).

Opowiedz coś więcej.

Zawsze starałam się dbać o relacje, ale prawdę mówiąc zupełnie nie miałam dla innych czasu, na to żeby dawać siebie taką, jaką lubię najbardziej. Zresztą nie było czego specjalnie od siebie dawać, bo byłam całkowicie oddana pracy. I nawet jak znalazłam godzinę dla przyjaciółek, to i tak myślami byłam gdzieś indziej, przebodźcowana i zmęczona. Nie byłam najlepszą kompanką, a rzecz w tym, że potrafię być w tym świetna, bo jestem towarzyska i lubię ludzi. Przy gigantycznej ilości obowiązków, aprobata i uznanie innych było dla mnie kluczowe, a zabieganie o tą uwagę dodatkowo pozbawiało mniej energii, czasu i spokoju. Musiałam zrozumieć, że nie każdy musi mnie lubić, rozumieć i chcieć ze mną spędzać czas. Teraz mogę z dnia na dzień kupić bilet i polecić do Paryża na sesję i zostać tam tak długo, jak chcę, bo jestem panią własnego czasu. Poczułam totalną niezależność. Umawiam się z przyjaciółmi spontanicznie, na kolację, wino czy nasiadówki w środku tygodnia lub tak po prostu – na pyszny obiad w ciągu dnia. Mam też w końcu czas na cieszenie się różnymi rzeczami i próbowanie nowych. Ekscytuje mnie nowa kanapa, spacer po parku, jakieś nieznane wcześniej przyrządy gimnastyczne czy smak nowej herbaty. W końcu też czytam czy oglądam to, co sobie sama świadomie wybiorę, a nie to, co przypadkowo wpadnie mi w ręce czy oko. W moim życiu jest teraz mniej przypadkowości. W końcu mam czas dla siebie. Czuję się bogatsza i spokojniejsza.

Czego się o sobie dowiedziałaś?

Odkryłam, że pomimo że kocham podróże, bardzo kocham też swój dom i przebywanie w nim, daje mi to poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Zrozumiałam jak ważna jest umiejętność wyciszania w tak intensywnych i kreatywnych zawodach. Zwłaszcza w przypadku takich osób jak ja, które mają temperament i wysokie wibracje. Rzadko się o tym mówi, ale regeneracja jest dużo ważniejsza niż nakręcanie się. Przy okazji poznałam wiele inspirujących osób, które swoją ekspresję odkrywają przez eksplorowanie swojego wnętrza i możliwości: oddychanie, śpiew, joga, medytacja, i zaczęłam teraz tego wszystkiego próbować. Samej sobie się dziwię. Chociaż przyznaję, śpiewanie na razie mi nie wychodzi (śmiech).

Nie zdawałam też sobie sprawy ze znaczenia i siły przyrody, co bardzo silnie do mnie przyszło w Stanach, w których spędziłam ostatnio ponad 2 miesiące. Natura zrobiła mi coś niezwykłego, dzięki niej ukoiłam i ululałam samą siebie. Ale wiesz co mnie najbardziej teraz porusza?

No co?

Umiejętność bycia wdzięczna. Rozkwitło to we mnie podczas ostatniej podróży i zrozumiałam, że jak się człowiek otworzy na innych ludzi, to przytrafiają mu się piękne historie. Dopiero tam skumałam, że na tym świecie jest tylu niesamowitych bezinteresownych ludzi i każdy ma jakąś inną historię i coś do zaoferowania, że szkoda trzymać się kurczowo tylko tego, co się zna. Zaakceptowałam też, że pewne znajomości są dla nas tylko na jakiś odcinek czasu, na jakiś etap i tyle. Widzę jak duży wpływ na mnie mają ludzie, którymi się otaczam i ich energia . A ja mam niezwykłe szczęście do ludzi. Stałam się być mniej krytyczna i bardziej wyrozumiała – również dla siebie.

Co jeszcze zmieniło się w Twoim podejściu?

Praca determinowała moje postrzeganie świata. Przez wiele lat skupiałam się na opinii innych i żyłam dla innych, a samą siebie stawiałam na 4. albo 5.miejscu. Dawałam z siebie wszystko, a zapominałam o sobie. Nie chroniłam swojej energii i poczucia własnej wartości, nie zawracałam uwagi jak coś mnie uwierało, albo było dla mnie niewygodne. Doba była ciągle za krótka. Zdałam sobie z tego sprawę, dopiero kiedy zdrowie zaczęło mi szwankować, czyli klasyk. Dopiero niedawno zrozumiałam, jak zawodowe życie mnie pochłonęło i obciążyło. Zupełnie nie miałam też czasu na wyciągnięcie wniosków i uczenie się na swoich błędach. Nigdy nie pozwalałam sobie na chwile słabości. Kiedy na planie po nieprzespanej nocy, cierpiałam z powodu nieznośnego bólu związanego z endometriozą, na którą choruję od wielu lat, zaciskałam tylko zęby i robiłam wszystko, żeby zachować profesjonalizm do samego końca. Niektórym mogłam wydać się wtedy niedostępna i surowa, ale ja po prostu trzymałam się w ryzach, żeby się nie rozpaść.

Praca w modzie na etacie jest bardzo wymagająca, a moda często nie jest traktowana poważnie.

Tak i przez taki sam pryzmat odbiera się też ludzi, którzy się nią zajmują. A przecież moda jest nam tak samo potrzebna jak kultura i sztuka. Pokazują to czasy wojen i kryzysów, gdzie jedynym sposobem, żeby zawalczyć o swoją godność, było zadbanie o swój wygląd. W dzisiejszych czasach ubiór jest sposobem wyrażania siebie, opowiedzenia czegoś o sobie, pokazania kim i jakim się jest, możliwością wywarcia jakiegoś wrażenia. Poza tym, stworzenie takiej uczty dla oka, bajkowego świata wymaga naprawdę dużej kreatywności i wyobraźni. Dlatego życzyłabym sobie, żebyśmy mieli więcej szacunku do mody i pięknych rzecz, bo to realnie wpływa na poprawę naszego samopoczucia i ubarwienia życia.

Czyli nie masz jeszcze dość mody?

Nie, skąd! Uwielbiam to, czym się zajmuję, ale chcę to już teraz robić na własnych warunkach. Mogę świadomie wybierać projekty, mam więcej czasu na przygotowywanie się do sesji. A co najważniejsze – mam czas, żeby się tym cieszyć, czuć ekscytację i przyjemność z pracy. Nowa sytuacja sprawiła, że z chęcią wpuszczam się w nowe projekty, próbuję zupełnie nowych rzeczy, zarówno pod względem zawodowym jak i osobistym. No i też w końcu czasem potrafię odpuścić pracę, bo wolę na przykład świętować urodziny albo wyjechać za miasto. Kiedyś to było nie do pomyślenia. I w ogóle nie mam poczucia że coś mi umyka, tak samo jak nie czuję się już winna, kiedy nic nie robię.

Żałujesz, że wcześniej żyłaś inaczej?

Nie! Pomimo, że uważam, że to była trudna lekcja, to jednak potrzebna. Pamiętaj, że ja tego nie jadłam małą łyżeczką, tylko wielką chochlą. Poszłam na żywioł z całą swoją emocjonalnością i wrażliwością, ucząc się wszystkiego na żywym organizmie – na sobie, bez żadnej podpowiedzi czy pomocy. Paradoksalnie myślę, że to dzięki temu życie smakuje mi teraz jeszcze bardziej – właśnie dlatego, że wcześniej było tak intensywne, tak inne. Kiedyś miałam poczucie, że powinnam korzystać z każdej napotkanej możliwości, każdej szansy, aż w końcu udowodniłam wszystkim – a sobie najbardziej, że potrafię. Czas kiedy oddałam wszystko co miałam pracy jest już za mną i teraz już nic nie muszę. Bardzo mi z tym dobrze!

Czyli co, teraz cieszy Cię rutyna?

Do rutyny raczej mi daleko, ale faktycznie są rzeczy, które są cykliczne, ale ja je lubię robić. Na przykład próbuję teraz wolnych weekendów, medytacji, korzystam z psychoterapii – na którą swoją drogą przy swoim emocjonalnym i intensywnym trybie życia, dawno powinnam była pójść. W ogóle uważam, że na terapię powinno się chodzić jak do dentysty, to powinno być naturalne.

Mówisz o tym wszystkim jakby w ogóle nie bolało.

Na początku na pewno bolało, ale na szczęście moja tożsamość nie jest związana tylko z moją pracą – co sama musiałam sobie przypomnieć. A poza wszystkim, tego typu zdarzenia są świetnym sprawdzianem dla ludzi w bliskim otoczeniu (śmiech). Nagle okazuje się, że ktoś z pozoru bardzo bliski, wcale Cię nie lubi, a był obok tylko z wygody i interesowności.

Ale kiedy wytraciłam ten swój pęd, okazało się, że to zupełnie nie działa, że każde z nas potrzebuje już czegoś innego. I choć to brutalne, ostatecznie nie zawalczyłam o ten związek.

Nie wiem czy zauważyłaś, ale całkowicie popłynęłam za Tobą w naszej rozmowie. Jakim wyznaniem zaskoczysz mnie na koniec?

Takim, że mam w końcu ochotę totalnie się ustabilizować. Zawalczyć o życie z pasją, radością i zaangażowaniem w każdym aspekcie. Jestem otwarta na poważne zmiany w życiu prywatnym, stabilizację, budowanie rodziny i bycie szczęśliwą bez wyrzeczeń. Przeskoczyłam do innego etapu.